Załogowy lot Starlinera odwołany z powodu wykrycia nowych problemów

0 komentarzy
Starliner w hali montażowej (Boeing)
Starliner w hali montażowej (Boeing)

NASA wciąż pozostaje bez drugiego statku załogowego. Agencja wraz z Boeingiem ogłosiły, że muszą wstrzymać przygotowania do pierwszego załogowego lotu kapsuły CST-100 Starliner z powodu wykrycia dwóch nowych problemów, które zagrażają życiu załogi. Start astronautów NASA w nowym statku kosmicznym mieliśmy oglądać w lipcu tego roku, ale data przesunęła się na nieokreśloną przyszłość.

Starliner jest rozwijany w ramach Programu Komercyjnych Lotów Załogowych. Jest to druga kapsuła obok Dragona, która została wybrana w finalnym etapie przetargu NASA. O ile statek kosmiczny SpaceX swój pierwszy próbny lot załogowy wykonał już trzy lata temu i wyniósł w kosmos aż 10 misji załogowych, to Boeing do tej pory nie wysłał na orbitę ani jednej osoby. Można by się zastanowić, po co NASA druga kapsuła skoro Dragon sprawdza się znakomicie? Odpowiedzią jest potrzeba posiadania planu awaryjnego na wypadek, gdyby Dragon z różnych powodów nie mógł wykonywać lotów załogowych. USA nie chce odciąć się od dostępu do ISS, a też nie w smak byłoby im poleganie na możliwościach Rosji.

Niestety, podczas krótkiego briefingu 1 czerwca, Boeing i NASA wspólnie oznajmiły, że odkładają przygotowania do lotu Crew Flight Test (CTF), by móc skupić się na rozwiązaniu dwóch nowych problemów, które zagrażają bezpieczeństwu misji. Pierwszym z nich są słabsze, niż się wcześniej wydawało, miękkie łączenia w spadochronach kapsuły. Chodzi o tzw. softlinki, czyli materiałowe pierścienie, które łączą grubsze taśmy spadochronu z cieńszymi linkami. Elementy mogłyby nie wytrzymywać obciążenia w przypadku, gdyby jeden z trzech spadochronów Starlinera nie zadziałał prawidłowo w trakcie powrotu na Ziemię i cała masa lądownika zawisłaby na dwóch pozostałych czaszach. Możliwość wylądowania z pojedynczym uszkodzonym spadochronem to zaś jedno z wymagań, jakie NASA stawia nowym statkom.

Przykład miękkiego łączenie firmy SQRL używanego w spadochronach osobistych

Drugim problem jest taśma, którą Boeing używał do zabezpieczania wiązek okablowania. W trakcie testów wykryto, że jest ona palna, to znaczy w sprzyjających warunkach mogłaby doprowadzić do pożaru okablowania Starlinera. Mark Nappi, menadżer programu budowy kapsuły Boeinga, zwraca jednak uwagę, że do zapalenia taśmy mogłoby dojść tylko w przypadku, gdyby wcześniej doszło do szeregu innych usterek statku. Mimo to, z racji na powszechne zastosowanie taśmy w budowie Starlinera, nie jest to ryzyko, które można lekceważyć.

Raport NASA z 26 maja zawiera opis tych dwóch komplikacji, ale gdyby je pominąć, to dawał zielone światło na start misji CTF. Boeing po przeanalizowaniu sytuacji, za zgodą agencji, zdecydował się jednak na przerwanie przygotowań do startu, by móc dokładniej przyjrzeć się problemom. Jest to decyzja, którą podjęło samo kierownictwo Boeinga. Nappi powiedział, że jego firma potrzebuje od 5 do 7 dni, by zastanowić się, co dokładnie trzeba zrobić i zaplanować dalsze prace. Start w tym roku nie jest pewny.

Na pewno nie zamierzam podawać żadnych konkretnych terminów ani ustalać ram czasowych, dopóki nie poświęcimy najbliższych kilku dni na zrozumienie tego, co musimy zrobić.

Mark Nappi, menadżer programu Starliner

W przypadku spadochronów, ich naprawa nie powinna stanowić większego problemu, bo wystarczy zmienić łączenia na mocniejsze. Wyzwaniem może być co najwyżej ich procedura certyfikacji do lotu. Boeing nie zdecyduje się na ponowny bezzałogowy lot demonstracyjny, więc spadochrony będą testowane jedynie w warunkach laboratoryjnych i podczas symulowanego opadania, które zazwyczaj przeprowadza się z użyciem helikoptera. Pierwsza realna próba zmienionych spadochronów nastąpi zatem dopiero w trakcie załogowej misji CTF, kiedy ta w końcu dojdzie do skutku. Co do taśmy zabezpieczającej wiązki kabli, jest to większy problem, gdyż była ona używana w całym statku, więc jej wymiana będzie wymagała rozebrania na części większości Starlinera. Jeśli Boeing się na to zdecyduje, to można przewidzieć, że pierwszy załogowy start CST-100 opóźni się o wiele miesięcy, jeśli nie o rok.

Opóźnienia Starlinera to niestety nic nowego. Po niezbyt udanej bezzałogowej misji Orbital Flight Test (OFT) Boeing zdecydował się na ponowny lot demonstracyjny OFT-2, który z powodu problemów z zaworami opóźnił się o 10 miesięcy. Załogowa misja CFT była planowana na kwiecień tego roku, ale przeniesiono ją na lipiec, by dać zespołowi więcej czasu, a teraz znowu nie znamy daty dla tej misji. Widać, że Boeing nie poradził sobie z kontraktem typu fixed-price, jaki obowiązywał w Programie Komercyjnych Lotów Załogowych i wymagał oszacowania łącznego kosztu rozwoju statku kosmicznego. Mimo że Boeing „zawołał” więcej pieniędzy niż SpaceX ($4.2 mld kontra $2.6 mld), to aktualnie cały program przynosi mu jedynie straty.

Starliner zadokowany do ISS w trakcie misji OTF-2 (Samantha Cristoforetti/NASA)

Koncern z Chicago nie zamierza jednak wycofywać się programu Starlinera mimo tego, co wielu komentatorów im zaleca. Dla Boeinga Starliner stał się punktem honoru i zrobią wszystko by móc bezpiecznie wysłać ludzi na ISS. Nappi dał do zrozumienia, że wewnątrz firmy nigdy na poważnie nie dyskutowano o porzuceniu kapsuły, a wręcz myśli się o rozszerzeniu floty, by móc częściej obsługiwać loty na Międzynarodową Stację Kosmiczną.

Steve Stich, menadżer programu załogowych lotów kosmicznych w NASA zauważył, że dział kosmiczny Boeinga mocno się zmienił od czasu felernego lotu OFT. Dbanie o bezpieczeństwo było tam zawsze na najwyższym poziomie, ale według niego we wczesnych etapach projektowania Starlinera panował zbytni optymizm. Teraz zaś te wszystkie błędy projektowe są wyłapywane i sukcesywnie naprawiane.

Wspieramy Boeinga i robimy wszystko co w naszej mocy podczas śledztwa dotyczącego każdego z tych problemów i staramy się wystartować jak najprędzej, ale tylko pod warunkiem, że będzie to bezpieczne.

Steve Stich, menadżer programu załogowych lotów kosmicznych, NASA

Wiadomo, że NASA koniecznie musi mieć drugi statek kosmiczny. Bez tego muszą nadal utrzymywać współpracę z Roskosmosem na wypadek problemów z Dragonem i ewentualnej niemożności dotarcia na ISS za pomocą amerykańskich rakiet. Może nas frustrować i osłabiać to, co robi Boeing, ale pamiętajmy, że Starliner jest kluczowym składnikiem, aby Stany Zjednoczone mogły mieć rzeczywiście niezależny dostęp do kosmosu. W obliczu rosnącej potęgi kosmicznej Chin jest to niewątpliwie ważne, również dla nas, Europejczyków.

Czytaj podobne posty

Dyskusja (0 komentarzy)
  • Napisz komentarz jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *