Boeing bada przyczynę awarii statku kosmicznego Starliner

1 komentarz
Inżynierowie Boeinga pracujący przez Starlinerze
Inżynierowie Boeinga pracujący przez Starlinerze

W wtorek miał odbyć się start drugiej misji demonstracyjnej statku załogowego Starliner, ale odliczanie zostało przerwane z powodu błędnego położenia zaworów systemu paliwowego kapsuły. Boeing oraz NASA wciąż pracują nad zrozumieniem źródła tego problemu.

Problem zaobserwowano tuż po burzy, która przeszła nad przylądkiem Canaveral na Florydzie. Starliner znajdował się wtedy na szczycie rakiety Atlas V, która stała już na wyrzutni SLC-41. W ramach testu wydano zaworom układu paliwowego polecenie, by ustawiły się we wskazanych pozycjach. Jak się okazało, nie wszystkie urządzenia zachowały się zgodnie z rozkazami.

Starliner oczekujący na start drugiej misji demonstracyjnej

Źródła podają, że w trakcie sztormu jeden z piorunów uderzył w okolicy stanowiska startowego, ale nie wiadomo jaki miało to wpływ na stan kapsuły. Komentatorzy sugerują również, że przyczyną awarii mogłaby być deszczówka, gdyby ta w jakiś sposób dostała się do wnętrza układu paliwowego.

Niestety inżynierowie Boeinga nie potrafili w porę rozwiązać zagadki ze złym działaniem zaworów i odliczanie do startu musiało zostać przerwane. Wiadomo jedynie, że już wtedy udało się wykluczyć wiele potencjalnych przyczyn problemu i że na pewno wina nie leży po stronie oprogramowania statku. A jak pamiętamy, podczas pierwszej misji demonstracyjnej to ono było największą bolączką Starlinera.

Atlas V został później cofnięty ze stanowiska startowego z powrotem do Vertical Integration Facility, czyli budynku, gdzie ULA montuje w całość swoje rakiety i ich ładunki. Dzięki temu inżynierowie Boeinga zyskali możliwość podłączenia Starlinera do zewnętrznego zasilania i bezpośredniego przesyłania mu komend w celu rozwiązania problemu z zaworami.

Atlas V i Starliner z powrotem w FIV

Od tamtego momentu ani Boeing ani NASA nie podały żadnych nowych szczegółów o awarii Starlinera. Wiadomo jednak, że zespół pracujący nad Starlinerem musi się ścigać z czasem, bo terminarz Międzynarodowej Stacji Kosmicznej jest bardzo napięty. Na 10 sierpnia planowany jest start towarowej kapsuły Cygnus, a na 29 sierpnia towarowego Dragona. Dostawy na ISS mają z kolei zawsze większy priorytet niż wszelkie misje demonstracyjne. Co gorsza, kapsuła SpaceX korzysta z tego samego portu co Starliner i będzie zadokowana do niego przez około miesiąc. A później nie jest wcale lepiej.

ULA potrzebuje bowiem miejsce w swoim Vertical Integration Facility, by zmontować tam kolejną rakietę Atlas V niezbędną do wyniesienia sondy Lucy. Początek tej misji jest przewidziany na połowę października i ma ona bardzo wąskie okno startowe z powodu praw jakimi rządzą się asysty grawitacyjne. Do tego wszystkiego dochodzą kolejne misje załogowe na ISS: na początku października startuje rosyjski Soyuz, a pod koniec tego samego miesiąca załogowy Dragon.

Jak widać nie jest dobrze. Aktualny grafik ISS blokuje Boeingowi wiele terminów na przeprowadzenie misji demonstracyjnej Starlinera, a jak uwzględni się wymagania orbitalne Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, to sytuacja wygląda jeszcze gorzej. Obecnie jednak istnieje bardzo bliskie okienko do startu tzn. 15 i 16 oraz 19 i 20 sierpnia, więc można trzymać kciuki, by inżynierom Boeinga udało się rozwiązać problem do tego czasu.

Inżynier Boeinga pracujący w VIF przy Starlinerze

Niemniej może się to nie udać i wtedy misja demonstracyjna znowu się przesunie. Wszystko zależy od tego jak bardzo skomplikowana jest awaria. Z tego co wiadomo fizyczny dostęp do niektórych zaworów może być niemożliwy kiedy Starliner znajduje się w VIF, a gdyby ich wymiana była niezbędna do naprawienia statku, to Boeing musi się już liczyć z wielomiesięcznym opóźnieniem, nawet do marca przyszłego roku.

Ktoś mógłby zapytać teraz czy to ważne, kiedy odbędzie się ten start, skoro NASA może wynosić załogę na ISS za pomocą Dragona od SpaceX? I okazuje się, że tak, to ważne, a na pewno dla Boeinga. Dla nich jest to sprawa wizerunkowa. Początkowo byli faworytami w wyścigu między Dragonem a Starlinerem o to, który statek pierwszy wyniesie amerykanów w kosmos. Później z powodu problemów technicznych dali się wyprzedzić firmie Elona Muska, a następnie pogrążyła ich porażka pierwszej misji demonstracyjnej Starlinera, podczas której ich statek nawet nie dotarł na właściwą orbitę, nie mówiąc o dokowaniu do ISS.

Druga misja demonstracyjna, którą Boeing sam zaproponował NASA, miała być ich odkupieniem. Prezesi firmy mieli dzięki temu odzyskać twarz w oczach amerykańskiej agencji kosmicznej. Naprawienie wszystkich błędów w oprogramowaniu oraz usterek kapsuły zajęło Boeingowi blisko dwa lata, ale to już można zrzucić na barki toczącej się pandemii. Niestety teraz, kiedy wszystko miało być zapięte na ostatni guzik, okazuje się, że zwykła burza mogła bardzo poważnie uszkodzić kapsułę.

Starliner w kosmosie (póki co tylko wizja artysty)

Na pewno nie wygląda to dobrze, a też ludzie w NASA muszą być tym podłamani. Dopóki bowiem USA nie ma dwóch załogowych kapsuł, dopóty są oni zależni od rosyjskich Sojuzów. Bo Dragon niby lata na ISS i z powrotem, ale ewentualna jego awaria, po rezygnacji z usług Roskosmosu, odcięłaby Stany Zjednoczone od stacji kosmicznej na cały okres śledztwa co poszło nie tak.

Dlatego właśnie tak ważne jest, by Starliner został szybko naprawiony, by mógł jak najprędzej udowodnić, że jest konstrukcją godną do wynoszenia ludzi w kosmos. I tego mu życzę. A nam – byśmy za nieco ponad tydzień mogli oglądać piękny start Atlasa V.

Źródła: William Harwood, Boeing Space, NASA SpaceFlight

Czytaj podobne posty

Dyskusja (1 komentarz)
  • Krzysiek Owak
    Krzysiek Owak:

    Wizerunkowo już dawno Boeing jest trupem

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *