SpaceX utraciło kilkadziesiąt satelitów Starlink wskutek burzy magnetycznej

0 komentarzy
Zdjęcie plazmy wyrzucanej przez Słońce (NASA)
Zdjęcie plazmy wyrzucanej przez Słońce (NASA)

W ramach trzydziestej szóstej misji Starlink na orbitę 3 lutego 2022 roku trafiło 49 kolejnych satelitów Starlink. Start był udany, a wszystkie urządzenia trafiły na swoje docelowe orbity i działały prawidłowo. Niestety, kilkadziesiąt godzin później rozpoczęła się burza magnetyczna, która spowodowała, że łącznie nawet 40 Starlinków, które zostały wyniesione w ramach tej misji, wkrótce ulegnie zniszczeniu w atmosferze Ziemskiej.

Burze magnetyczne, zwane także geomagnetycznymi, to zjawisko w ziemskiej magnetosferze wywoływane przez koronalne wyrzuty masy, czyli sytuację, gdy pole magnetyczne Słońca wystrzeliwuje duże ilości plazmy w przestrzeń międzyplanetarną. Po kilkudziesięciu godzinach od takiego zdarzenia intensywny wiatr słoneczny dociera do Ziemi i w efekcie wywołuje burzę magnetyczną, która objawia się nagłymi zmianami w naszej magnetosferze.

Wizualizacja powstawania burzy magnetycznej (wikipedia.org)

Oprócz tego następuje też zwiększenie temperatury górnych warstw atmosfery Ziemi oraz inne rzadsze zjawiska, które możemy zaobserwować bezpośrednio na powierzchni. Do tych ostatnich możemy zaliczyć problemy z działaniem komputerów, awarie sieci energetycznych czy zakłócenia w działaniu radia i odbiorników GPS. Znaczące burze magnetyczne zdarzają się co kilka, kilkanaście lat, a największa została odnotowana w sierpniu 1859 roku. Skutki takiego zjawiska trwają zazwyczaj do dwóch dni po apogeum.

Firma SpaceX, budując swoją konstelację satelitarną Starlink, jest świadoma, jak duże ilości satelitów każdorazowo wynosi w kosmos. Aby więc nie przyczynić się do rozrostu ilości kosmicznych śmieci na orbicie Ziemi, wszystkie urządzenia Starlink są początkowo wynoszone na względnie niskie orbity. Jest to pułap, na którym satelity wciąż odczuwają spory opór stawiany przez szczątkową atmosferę, więc w razie jakiejkolwiek awarii i braku kontroli nad urządzeniem, w bardzo krótkim czasie ulegną one samoczynnej deorbitacji. W efekcie nie powstaną żadne kosmiczne śmieci, a dzięki specjalnej budowie Starlinków istnieje pewność, że w całości spalą się w atmosferze, nie zagrażając nikomu oraz niczemu na powierzchni Ziemi.

Wizualizacja satelitów Starlink (spacex.com)

Nie inaczej było podczas ostatniego startu z misją Starlink. Satelity zostały wyniesione na wysokość od 210 do 338 kilometrów nad Ziemią, skąd miały podnieść się na orbity docelowe za pomocą własnych silników. Niestety powstrzymała je rozwijająca się szybko burza magnetyczna. Zamontowane na satelitach odbiorniki GPS wykazały, że podgrzanie jonosfery doprowadziło do znacznego zwiększenia się gęstości tamtejszych mas powietrza i w rezultacie zwiększenia oporu atmosferycznego aż o połowę w porównaniu z poprzednimi misjami. Było to o tyle niebezpieczne, że znacznie przyspieszało samoistną deorbitację Starlinków.

Firma SpaceX, by pomóc przetrwać satelitom, przestawiła je w tryb bezpieczny. Rozkazała urządzeniom ustawić się w takiej pozycji względem trajektorii lotu, by minimalizować opór od górnych warstw atmosfery. SpaceX w oficjalnym komunikacje porównała taką pozycję urządzeń do płaskiej kartki papieru, która przecina masy powietrza. Jednocześnie SpaceX współpracowało z Siłami Kosmicznymi oraz firmą LeoLab, by kontrolować położenie satelitów za pomocą naziemnych radarów, gdyż nie dało się tego robić inaczej dopóki Starlinki pozostawały w trybie bezpiecznym.

Niestety, te starania nie pozwoliły na uratowanie wszystkich urządzeń. Naturalne tracenie wysokości przez satelity spotęgowane przez zwiększoną gęstość atmosfery doprowadziły do sytuacji, w której urządzenia nie mogły wyjść z trybu bezpiecznego, a co za tym idzie, rozpocząć procedury zwiększania swojej wysokości. Ostatecznie blisko 40 Starlinków opadło zbyt nisko, by dało się je uratować i wszystkie prędzej czy później wejdą w atmosferę, gdzie ulegną całkowitemu spaleniu.

Film, który prawdopodobnie pokazuje proces spalania się w atmosferze Starlinków poległych w walce z burzą magnetyczną. Nagranie wykonano nad terytorium Portoryko. (space.com)

Cała ta sytuacja jest smutna i stanowi wielką stratę dla SpaceX. Z drugiej strony jednak jasno pokazuje, że taktyka firmy, by wypuszczać Starlinki na bardzo niskich orbitach tymczasowych, była słuszna i teraz wychodzi na korzyść dla całego środowiska astronautycznego. SpaceX mogło przecież wypuszczać swoje Starlinki na orbitach docelowych, a zaoszczędzone paliwo wykorzystać na wydłużenie żywotności tych urządzeń. Wybrali jednak podejście odpowiedzialne i dzięki temu nie zaśmiecili Ziemskiej orbity.

Czytaj podobne posty

Dyskusja (0 komentarzy)
  • Napisz komentarz jako pierwszy!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *