Pechowe pasmo programu Wenera

4 komentarze

W drugiej połowie lat 70, kiedy USA już dawno wygrało wyścig na Księżyc, radzieccy uczeni kontynuowali program badań Wenus. Wysyłali tam co kilka lat sondy, których zadaniem było wykonanie pomiarów i przesłanie ich z powrotem na Ziemię. I chociaż sowieci regularnie odnosili przy tym sukcesy, to jednak programowi towarzyszył niemały pech.

Sondy nazywały się Wenery i latały na Wenus parami. Począwszy od modelu Wenera 9 i 10 sondy wyposażano też w aparaty do robienia zdjęć. Każda z Wener miała dwa takie aparaty, po jednym z każdej strony lądownika. Miało to im pozwolić na robienie pełnych panoram okolic lądowania, dwa razy po 180 stopni. Obiektywy tych aparatów były dodatkowo zabezpieczone tytanowymi pokrywami, co w zamierzeniu miało je chronić przed uszkodzeniem, zarówno w trakcie lotu jak i lądowania.

Niestety w Wenerze 9 i 10 mechanizmy zdejmujące pokrywy nie zadziałały jak należy. Przez ogromne ciśnienie atmosferyczne występujące na Wenus, w obu sondach jedna z pokryw obiektywu się nie otwarła. Wskutek tego lądowniki były połowicznie ślepe, a radzieccy uczeni mogli się cieszyć jedynie częściowymi panoramami.

Reprodukcja zdjęć wykonanych przez Wenerę 9 (russianspaceweb.com)

Następne sondy, Wenera 11 i 12, wyruszyły w kierunku Wenus już ze zmodyfikowanymi mechanizmami pokryw obiektywów. Niestety, po poprawkach ten mechanizm zadziałał jeszcze gorzej. W obu sondach nie otwarła się żadna z osłon, przez co obie Wenery były skazane na ślepotę. Na szczęście, ich męki nie trwały zbyt długo, gdyż na powierzchni Wenus, z powodu warunków jakie tam panują, żadne urządzenie nie może przetrwać dłużej niż kilka godzin.

O dziwo w Wenerze 13 i 14 pokrywy zadziałały już jak należy i w końcu udało się uzyskać pełne panoramy lądowisk. Niestety nie oznaczało to końca pecha radzieckich uczonych. Widzicie na poniższym zdjęciu leżący na powierzchni planety srebrny krążek?

Reprodukcja zdjęcia wykonanego przez Wenerę 13

To jest ta tytanowa pokrywa, która zasłania obiektyw aparatu w trakcie lotu sondy. Ta pokrywa, po odłączeniu, swobodnie upadała na powierzchnię Wenus i nikt z radzieckich uczonych nie przejmował się w którym miejscu ona dokładnie wyląduje. Jak się jednak potem okazało, ta szczypta ignorancji była sporym błędem. W przypadku Wenery 14 spadający krążek wylądował bowiem w bardzo niefortunnym miejscu. Zatrzymał się on idealnie pod ramieniem jedynego próbnika składu gleby. Widać to na następnym zdjęciu, gdzie srebrna pokrywa leży dokładnie tam, gdzie kończy się ramię z czujnikiem.

Reprodukcja zdjęcia wykonanego przez Wenerę 14

Niestety, nie przewidziano możliwości sterowania tym ramieniem, więc jedyne co radzieccy uczeni mogli teraz nim zbadać to… skład tytanowej pokrywki. Pechowo, zwłaszcza, że można temu było zapobiec montując pokrywę na kawałku blaszki lub łańcucha 😉

Źródło

Czytaj podobne posty

Dyskusja (4 komentarze)
  • Samarama
    Samarama:

    > W skutek tego
    Piszemy „wskutek”, ewentualnie „na skutek”, ale nie „w skutek”.

    > z zmodyfikowanymi
    Piszemy „ZE zmodyfikowanymi”.

    > to ramie
    Piszemy „ramiĘ”.

    > to ramie nie przewidywało możliwości sterowania nim
    Jak ramię mogło coś przewidywać w stosunku do siebie? Jeśli już, to „nie przewidziano możliwości sterowania ramieniem”.

    • autor
      Marcin Gajda
      Marcin Gajda:

      Dzięki za uwagi. Już poprawiłem artykuł 🙂

      • Samarama
        Samarama:

        Chwali się! 🙂

    • AntyGrammarNazi
      AntyGrammarNazi:

      Odejdź, nie chcemy Cię tu.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *